Monarchofaszyzm jako norma

Standard

“Widmo monarchofaszyzmu krąży nad mikroświatem” – ten znakomity artykuł wybitnego Dreamlandczyka Jacquesa de Brolle’a w “Kurierze” dreamlandzkim analizuje modne w mikroświecie pojęcie monarchofaszyzmu. Modne, choć niektórzy wieszczyli już jego upadek. Paradoksalnie, można mieć wrażenie, że de Brolle w istocie zgadza się z podstawowymi założeniami monarchofaszyzmu, jeśli oczywiście nadać tej idei pozytywną konotację.

Popatrzmy, za autorem, na definicje monarchofaszymu.

Robert Czekański (b. polityk sarmacki, także cesarz Valhalli): 

Na czele każdego systemu monarchofaszysztowskiego stoi oczywiście „niepodzielnie rządzący władca”, który nagradza lojalnych, zaś nielojalnych ignoruje bądź upokarza: Instrumentami suwerena w systemie monarchofaszystowskim stają się nadania, odznaczenia, nobilitacje, nominacje. Suweren żywo interesuje się swoim krajem, a jednocześnie sprawiedliwie nagradza tych, którzy do budowy i wzrostu wartości kraju się walnie przyczyniają. Zbudowana w ten sposób klasa społeczna szlachty i arystokracji jest w systemie monarchofaszystowskim synonimem lojalności, oddania, a nade wszystko poświęcenia.

Aborcjusz Struszyński (polityk z Wandystanu):

Zamiast o „władcy” Struszyński woli mówić po prostu o „despocie” i „tyranie” , a nawet o „Zeusie”, na ogół będącym twórcą państwa, niejako z rozpędu uzurpującym sobie władzę absolutną. Z drugiej strony mamy zaś całą armię „odmóżdżonych sługusów”, ścigających się o ochłapy z pańskiego stołu w postaci wątpliwych „tytułów szlacheckich, zaszczytów, ulg, usprawnień w systemie i fasadowych urzędów w administracji publicznej”. Wandejski publicysta nie ma złudzeń, że tak skonstruowane życie publiczne, przypominające jeden ogromny, zepsuty dwór królewski z wzajemnie zwalczającymi się frakcjami klakierów-kelnerów, ma destrukcyjny wpływ na psychikę i osobowość rzeczonych obywateli.

Michaś Winnicki (polityk wandejski, także Książę Sarmacji):

Monarchofaszyzm to ustrój krępujący wolność jednostki sztywnym gorsetem ideologicznym opartym na prymacie katolicyzmu rzymskiego, pseudopatriotycznego nadęcia, łamaniu praw stanowionych, rytualizowaniu życia społecznego na wzór quasi monarchistyczny, cynizmie i kinderneostradyzmie.

Autor rozważa historyczny i współczesny odbiór monarchofaszyzmu. Cytuje też działaczy współczesnej, dreamlandzkiej Partii Burżuazyjnej, jego zdaniem faktycznie (choć nie wprost) odwołujących się do monarchofaszyzmu, niejako uzasadniając praktyczne zastosowanie tej idei, zakładającej wierność władcy:

Bo czy wiernie można służyć dwóm lub więcej królom, państwom? Czy wierność nie jest w tym wypadku wystawiana na próbę, a jej sens w zasadzie deptany? Czy program polityczny nawołujący do promocji postaw patriotycznych i służbie jednemu wybranemu państwu i narodowi jest postulatem tak bardzo niebezpiecznym? Na kim miałby polegać Król, gdyby każdy z jego obywateli, którym zaufał nadając tytuły posiadali obywatelstwa jeszcze kilku innych krajów i skakając z kwiatka na kwiatek zakładali kolejne?

Jeśli przyjąć definicję Czekańskiego, to ja jestem stuprocentowym monarchofaszystą. Choć zarazem, jako twórca doktryny Kościńskiego jestem zwolennikiem znaczącego zastosowania demokracji w v-państwie (nadmiar demokracji v-państwo rozsadza, niedobór powoduje ogólne znudzenie i obumarcie). Po prostu – w v-świecie, gdzie każdy obywatel (w tym premier czy minister) może nagle zniknąć (doskonale znamy liczne tego przykłady), gdzie trudno komukolwiek coś nakazać, musi być silny ośrodek władzy. Najlepiej więc, jak jest silny monarcha. Ta siła może być potencjalna, tzn. nie musi być wykorzystywana stale i bez przerwy.

Władca musi też mieć czym nagradzać i karać. Jaka by nie istniała v-gospodarka, to nie real, gdzie można (niemal) każdego skusić pieniędzmi. Tu można “zapłacić” innymi dobrami, np. tytułem szlacheckim. Aby ten tytuł miał jakąś wartość, powinien dawać zwiększony wpływ na państwo.

I w moim przekonaniu taka jest mikronacyjna norma. Mogą być od niej odstępstwa, ale zbyt dalekie odstępstwo jest groźne dla v-państwa. Czyli – monarchofaszyzm to norma v-świata.

Rzecz jasna, możliwe są wynaturzenia i degeneracje. Władca mikronacyjny to człowiek, ze swoimi poglądami, wadami czy nawet dziwactwami. Możemy się zżymać, denerwować. Cóż; chyba nie ma ludzi idealnych. Poza świętymi, zapewne. Jak na razie wśród dotychczasowych władców polskich mikronacji nie widać kandydatów na świętych… co nie oznacza, że nie było wśród nich ludzi mądrych, miłych, sympatycznych, sprawnych organizatorów mających wartościową wizję tego, co robią. Na szczęście – byli. I oby tak dalej.

Piotr Paweł I

 

2 thoughts on “Monarchofaszyzm jako norma

  1. Jaskoviakus

    Jak dla mnie JKM powtarza generalną tezę Doktryny Kościńskiego, której nieprawdziwość życie państw wirtualnych udowodniło wielokrotnie.

  2. PSvoboda

    Po pierwsze, nie zgadzam się ze skrótem myślowym “władca musi nagradzać”. Musi to na Rusi. Czemu niby musi? Czy naprawdę ktoś wierzy, że ludzie pracują, poświęcają własny czas na rzecz mikronacji dla tytułów? Uznanie jest ważne dla większości z nas, ale tytuły to tylko jedna z form uznania. Pozytywne komentarze współobywateli potrafią być równie, jeśli nie bardziej motywujące.
    Po drugie, definicja Czekańskiego ewidentnie kładzie nacisk na fakt, że tytuły i wpływy są rozdawane za lojalność. Nie jest to więc merytokracja, bo nie ma tu mowy o zasługach dla państwa. Monarcha nie gra w tym scenariuszu roli Świętego Mikołaja, który rozdaje prezenty grzecznym dzieciom i rózgi niegrzecznym. Monarcha jest tu aktywnym uczestnikiem sceny politycznej, budującym sobie zaplecze w celu zapewnienia przetrwania swojego reżimu.

Leave a comment