Tak naprawdę, sam sobie zadaję to pytanie. I co dalej?
Najpierw próba analizy. Po dramatycznej kłótni w Sarmacji odszedłem, decydując się na reaktywowanie Hasselandu. Moje działania można określić mianem podręcznikowego przykładu “jak nie budować mikronacji”. Dzięki wsparciu płk Timoteosa Stefanosigosa z Surmenii powstała strona i forum, a jedyny który razem ze mną przeszedł do Hasselandu był z początku dzisiejszy markiz Laging. Potem pojawiło się grono nowych osób (w tym 2 “starych” Hasselandczyków); przez chwilę byli aktywni i znikali. Teraz Hasseland ma 13 obywateli, z czego kilku słabo aktywnych – i nieco budujących obietnic od kilku osób, które mówią, że pomogą. I wierzę, że pomogą, ale tzw. realioza nie daje…
Hasselandzki kryzys to rzecz typowa dla wielu mikronacji. Jak liczba aktywnych mieszkańców spada poniżej 10, jest źle. Jak spada poniżej 5, jest dramatycznie źle. Pozyskanie nowych jest niemal niemożliwe, bo taki nowy po trzech dniach obecności ucieknie z tej nudy. Trudno też, by 2-3 ludzi zapełniało forum lawiną postów. Można się sklonować, ale to prowadzi donikąd. Mało ludzi – to mało inicjatyw, brak polityki (jakie wybory przy 5 głosujących?), brak sporów (bo i o co się spierać?).
Ja się nie poddaję i się nie poddam. Opcja zerowa (z dodatkiem “plus”, bo premier i wicepremier w razie chęci mają szanse pokierowania tymczasową administracją cywilną) pozwala na “wyczyszczenie” sytuacji. Będzie zmienione forum i strona, będzie zmieniona – na razie oktrojowana, a nie uchwalona – konstytucja; będą inne, konkretne działania.
Zachęcam wszystkich do współpracy. Także tych zakorzenionych w swoich mikronacjach; przyjdźcie do Hasselandu na klilkumiesięczny “roboczy urlop”, pomóżcie odbudować nasze państwo. To ten rodzaj pomocy, która jest w mikronacjach możliwa i dostępna.
A jeśli ktoś cierpi na podobne problemy jak my – proponuję bliską współpracę, wzajemne wspomaganie się, nawet wspólne obywatelstwo i wspólną promocję. Pojedyńcze, małe państwa nie mają wielkich szans. Razem – wygramy!
Piotr Paweł I